Przy suchym lub wodnym głodowaniu najtrudniejsze są pierwsze dwa dni. Wówczas organizm usiłuje „żądać” kolejnych dawek tego do czego był przyzwyczajany – przeróżnych smakołyków, potraw, napojów. Po kilku dniach głodowania żołądek nie upomina się o takie rzeczy ale zaczyna się inny problem – co jakiś czas powstają chęci spróbowania takiego czy innego smaku. Zaczynają się marzenia o przeróżnych owocach: soczyste pomarańcze, słodkie mango, ociekające słodkim sokiem gruszki, pachnące jabłka itd. itp. Do tego dochodzą zapachy jedzenia, które „głodujący” zaczyna odczuwać niczym dobry pies. Na pytanie: co jest największym problemem podczas postu, autor odpowiada: NUDA. 🙂 Tak, największym problemem dla autora jest niemożliwość spotkać się z kimś w kawiarni (nawet na fresh) lub restauracji (nawet na sałatkę), pokroić sobie w domu aromatyczny ananas, skosztować pysznego smoothie – nie dla zaspokojenia tzw. „głodu”, a tylko dla rozkoszowanie się smakiem.
Wniosek końcowy: nowoczesny człowiek często je nie dlatego, że potrzebuje, a dlatego, że tryb życia go do jedzenia (często pełniącego role rytuału) po prostu przyzwyczaił.
Dla mnie najgorsze są „puste” poranki bez śniadania… Ale daję radę!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zgadzam sie w 100% w glodowce mialem totalny nadmiar wolnego czasu. A trzeba bylo cos wymyslac zeby nie myslec o jedzeniu.
PolubieniePolubienie